środa, 2 lipca 2014

Starty treningowe

Długo nic nie pisałam, najpierw wyjazdy w góry, potem jedno wielkie zamieszanie w moim życiu, ale już ogarnęłam wszystko i wreszcie znalazłam czas, żeby napisać to, co już dawno chodziło mi po głowie :)

Wszystkie moje starty podporządkowane są teraz pod Bieg 7 Dolin, a to wszystko przez Bieg Granią Tatr w 2015 roku, który bardzo chcę pobiec, a do tego muszę mieć nieszczęsne 2 punkty.

Po zaleczeniu kolana, bo wyleczone to ono jeszcze nie jest i pewnie za dwa miesiące też jeszcze nie będzie, postanowiłam trochę postartować na krótszych dystansach i uważam to za świetny trening, choć o efektach przekonam się 6 września.

Najpierw Półmaraton Mustanga w Beskidzie Wyspowym (24 maja) z bolącym prawym kolanem (dopadła mnie tzw. gęsia stopka i męczyła przez prawie dwa miesiące) i jak się okazało z bolącym lewym (tym z blizną). Więc bieg zupełnie lajtowy, co widać na zdjęciu :)


Tydzień później (1 czerwca) pobiegłam Półmaraton w Pieninach z cyklu Perły Małopolski. Nadal oba kolana bolące, bez prochów się nie obyło... Tu już było trochę mocnej, zapewne z powodu dużo stromszych podbiegów. W końcu to Pieniny :)

fot. Paweł Solarz 


Ledwo odpoczęłam i za 5 dni pobiegłam Bieg Sokoła (6 czerwca). Bieg Marduły znowu odpuściłam, bałam się ponownego upadku. Ale jak się okazało na Biegu Sokoła też nie brakowało stromych zbiegów, dodatkowo było mokro i ślisko. Patrząc na uciekającą mi na zbiegach Magdę Derezińską-Osiecką (Tatra Running), która w pełni zasłużenie zajęła 1 miejsce z super czasem (w takich warunkach) miałam wrażenie, że człapię a nie biegnę... W każdym razie gleby nie zaliczyłam, a to było moim głównym celem w tym biegu ;)
Mam nadzieję, że częste treningi w Tatrach w końcu wyleczą mnie z tej blokady psychicznej.


Po tym biegu byłam już tak zmęczona, że trzy dni spędziłam na wędrówkach w Tarach polskich i słowackich z odrobiną szalonej wspinaczki ;)




A ostatnio (29 czerwca) pobiegłam kolejny półmaraton z cyklu Perły Małopolski w Rabce Zdrój/Gorcach. Na szczęście prawe kolano (nieszczęsna gęsia stopka) już wyleczone! Lewe nadal pobolewa po 15 km mocnego biegu. Na podbiegach było bardzo ciężko, nie wiem dlaczego, może przez upał, za to na zbiegach wreszcie się udało zaszaleć. Lubię zbiegi, bo można lecieć, nawet gdy jest się zupełnie wypompowanym, a jedyne co trzeba robić, to uważać na przeszkody :) W każdym razie, mimo braku mocy, byłam 15 w open na 207 osób, więc nie jest źle :)



W sobotę Maraton Gór Stołowych, który tym razem będzie miał 50 km i dlatego przybrał nową nazwę Supermaratonu!



Do Maratonu Karkonoskiego na razie postanawiam: zero startów! Trzeba wykorzystać weekendy na długie wybiegania w Tatrach!!!

2 komentarze:

  1. Czytam Twojego bloga, ponieważ również chcę złamać 3h w płaskim maratonie. Z tego wpisu widzę jednak, że bieg 7 dolin Cię bardziej oddali niż przybliży do tego wyniku. Kiedy i jak zatem myślisz złamać te 3 godziny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postawiłam tezę, że trenując i startując w górach można na tyle poprawić wydolność, żeby złamać 3 godz w maratonie. Jeśli uznam, że już jestem na tym poziomie to pobiegnę płaski maraton, żeby to sprawdzić. Może w przyszłym roku jako trening przed głównym startem w górach :)

      Usuń